Sprzedawca napoju z lukrecji na suku AlHamidijje. Wycieczka sentymentalna :)


Będąc w Damaszku trzeba koniecznie odwiedzić suk Al-Hamidijja. Nazwa suku pochodzi od sułtana Abd Alhamida I, za rządów którego ten najsłynniejszy damasceński suk został wybudowany w obecnym kształcie około roku 1780. Wtedy też został wybrukowany czarną kostką granitową. Od suku Al-Hamidijja odchodzi wiele innych suków - uliczek, w których swe dzieła i towary sprzedają tradycyjni rękodzielnicy i sprzedawcy dóbr z różnych stron świata. Jako dziecko szczególnie lubiłem suk Srużije czyli siodlarzy - kiedyś produkowano i sprzedawano tu wszystko co wiązało się z końmi od siodeł po uprzęże.


W późniejszym czasie suk Al-Hamidijja został przykryty łykowym dachem z blach. Pamiętam z dzieciństwa, że blachy te były mocno podziurawione kulami z broni palnej. W tamtym czasie mężczyźni powszechnie nosili broń i lubili na wiwat strzelać z ostrej amunicji. W piątek rano, kiedy wszystkie sklepy były pozamykane na suku można było spotkać jedynie śmieciarza z dwukołowym wózkiem, na którym miał zamocowane dwie stalowe beczki po oleju. Śmieciarz zamiatał bruk miotłą i wzbijał w powietrze tumany kurzu. Kurz unosił się wysoko pod sam dach i w świetle ulicy suku widać wtedy było smugi promieni słońca zaglądające przez te dziury po kulach, a cała ulica usiana świetlistymi plamkami. Taki obraz suku tkwi mi w pamięci. Pamiętam też suk pełen ludzi, gdy jako dziecko szedłem z mamą na zakupy. Najgłębiej w pamięci mam obraz beduińskich kobiet z tatuażami na twarzach i te miejscowe, ubrane na czarno i całe zakryte, otoczone gromadką dzieci. Na suku zawsze pachniało kurzem, a w zależności od tego w której części się było, do zapachu kurzu dołączał inny zapach. Przy meczecie Umajadów pachniało arabskimi perfumami, piżmem, jaśminem i jeszcze wieloma słodkimi zapachami, których nie potrafię nazwać. Kawałek dalej odchodziła wąska uliczka, w której mieli swoje sklepiki handlarze przypraw i tam unosiła się chmura korzennych aromatów. 

Bardzo ważnym punktem suku Al-Hamidijja zawsze była (i nadal jest) najstarsza i najpopularniejsza lodziarnia Bakdash, gdzie można było zobaczyć i usłyszeć jak powstają tradycyjne arabskie lody. Za czasów mojego dzieciństwa, dwóch, a czasem i trzech mężczyzn stało przy marmurowym blacie, w otwory którego wstawione były stalowe cylindry głębokie na ponad metr. Mężczyźni trzymali w rękach drewniane drągi zakończone tłuczkami wielkości piłki nożnej i ubijali w tych cylindrach lody. Robili to tak, że powstawał z tego ubijania rytm, melodia damasceńskiej lodziarni.


A czasem na suku można było usłyszeć inny dźwięk. Odgłos dwóch miedzianych talerzy uderzających o siebie. Rozedrganych, wibrujących powtarzającym się klekotem, raz szybszym, raz wolniejszym i cichszym. Nastawała chwila ciszy i znów powtarzał się ten dźwięk i rytm. W ten sposób dawał znać o swojej obecności sprzedawca napoju z lukrecji. Nawet w tamtych czasach wyglądał jak ktoś nie z tej epoki.



Na głowie nosił tarbusz czyli fez, a ubrany był w białą koszulę, czarną kamizelkę ze złotym haftem i czarne szarawary. (Pamiętam, że kiedyś jako dziecko zapytałem wujka czemu te spodnie mają tyle miejsca w kroku. Powiedział mi, że według jakiejś przepowiedni kolejnego proroka ma urodzić mężczyzna i po to te miejsce w kroku spodni. Nie wiem czy to prawda, czy tylko historyjka dla dziecka, którym wtedy byłem ale odpowiedź zrobiła na mnie duże wrażenie... ;) 

Wróćmy do sprzedawcy napoju z lukrecji -  dźwigał on zawieszony na ramieniu, na szerokim skórzanym pasie, wielkie mocno zdobione naczynie, przypominające trochę czajnik mocno wyciągnięty w górę, z długim i cienkim dzióbkiem. U pasa miał zawieszony pojemnik na szklanki wykonany z miedzi i opasujący go łukiem z przodu. Gdy klient zamawiał napój sprzedawca wyjmował szklankę z pojemnika u pasa i robił skłon. Wtedy to z cienkiego dzióbka lał się wąska stróżką napój z lukrecji pieniąc się w szklance, którą podstawiał sprzedawca. Byłem zafascynowany całym tym widowiskiem i bardzo też chciałem spróbować owego specjału, ale nigdy nie udało mi się namówić mamy żeby mi go kupiła. Ojciec oczywiście przynosił ze sklepu napój z lukrecji. W Ramadanie jest on bardzo popularny i sprzedają go w workach foliowych.

Dopiero jako dorosły człowiek kupiłem sobie napój z lukrecji u sprzedawcy na suku Al-Hamidijja. Napój okazał się dość zwykłym napojem z lukrecji podobnym do tych sklepowych. Jednak ten zaczarowany klimat, obrazek sprzedawcy nalewającego napój z rozmachem zostanie we mnie na zawsze. Pamiętam też z dzieciństwa że kupowałem lukrecję w postaci, jak to jako dzieci nazywaliśmy - kabla elektrycznego zwiniętego w ciasny krążek. Należało po trochu odwijać krążek i ssać. Lukrecja jest słodsza od cukru ok. 50 razy. To raj dla podniebienia dla zwolenników tego, nieco anyżowego przysmaku. 

Ostatnio poszukując nowości do sklepu natrafiłem na opakowanie zawierające susz lukrecji, pojemniczek do suszu, do zamaczania w wodzie. Z takiego zanurzonego w dzbanku uwalnia się smak lukrecji i powstaje lukrecjowy napój. Smaki dzieciństwa mają to do siebie, że nie da się ich łatwo odtworzyć. W tym przypadku też tak jest. Napój smaczny, wyrazisty ale czasu nie cofnie ;)

A suk Al-Hamidijja został pięknie odrestaurowany. Nowe fasady sklepów, nowe latarnie, nowa posadzka, nowe piękne rolety… Pozostaje tylko mieć nadzieję, że działania wojenne oszczędzą to piękne i jedno z najważniejszych miejsc w Damaszku…




Niestety nasze zdjęcia, które mogłyby być ilustracją do tego wspomnienia zabrał komputerowy chochlik.
Zdjęcia powyżej pochodzą z zasobów sieci. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mtebbal kousa czyli pasta z miąższu cukinii

Ramadan karim - życzenia na czas muzułmańskiego postu

Kuchnia arabska cz. 5 - najpopularniejsze dania kuchni arabskiej I